Tej nocy nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o tej całej chorej sytuacji. Dlaczego ludzie tak łatwo wierzą tej całej Mirandzie, czy Bóg jej dał dar przekonywania? Nie wiem. Dzisiaj miałam wolne, z jednej strony to dobrze, mogłam sobie odpocząć, lecz z drugiej..będę miała tyle czasu żeby o tym rozmyślać, a to nie jest dobry pomysł. Nagle ktoś dzwoni do drzwi, to policja:
-Dzień dobry Panno Alex, mamy dla Pani dobre wieści-oznajmia funkcjonariusz.
-Witam, zapraszam-wpuszczam umundurowanego do środka.
-Piesek się znalazł, jest cały i zdrowy i czeka na Panią na komendzie-mówi.
-Bardzo dziękuję, ale prawdę mówiąc bardziej interesuje mnie kto się włamał do mojego domu-oświadczam.
-Tego jeszcze nie udało nam się ustalić, ale mamy ślad, na obroży Pani pieska był wycinek materiału, najprawdopodobniej z bluzki włamywacza, jesteśmy coraz bliżej, spokojnie-uspokaja mnie policjant.
-Dobrze, dziękuję, zaraz pojadę po psiaka-ściskam jego dłoń, następnie postawny mężczyzna wychodzi.
Jeden problem mamy załatwiony, ale nadal jest mi źle, chce wiedzieć kto chce mi uprzykrzyć życie.
Po 20 minutach wychodzę z domu na komisariat, Pauline postanowiła pójść ze mną, jest kochana.
-Jak się czujesz?-pyta Pauline.
-Nie najlepiej, ale to chyba widać-mówię.
-Nie przejmuj się, Lou nie jest ostatni, spokojnie.
-Pauline, mi teraz nie o to chodzi, jest mi źle, bo nie wiem co ja takiego ludziom robię, że chcą mi zrobić krzywdę, niekoniecznie fizyczną, ale krzywdę, nie potrafię tak żyć.
-Rozumiem Cię, a może raczej staram się rozumieć, ale wszystko się wyjaśni, może uda Ci się porozmawiać ze sprawcą i dowiesz się do robiłaś źle, jeśli tak było oczywiście.
-Ty myślisz, że ja mam sobie coś do zarzucenia? Myślisz, że ten sprawca wywrze na mnie wyrzuty sumienia? Mylisz się, mam wyjebane co on myśli, najlepiej to bym zabiła TO COŚ własnymi rękami, dość kurwa z grzeczną dziewczynką, która była na każde zawołanie, może to właśnie robiło ze mnie taką pizdę, że każdy mógł na mnie wjechać i spierdolić mi wszystko!
-Wow, pierwszy raz słyszałam jak przeklinasz i to jeszcze w takich ilościach- Pauline wyglądała na nieco przerażoną.
-I bardzo dobrze, myślę, że powinnaś się przyzwyczaić.
Zamilkła, ja razem z nią, byłam tak bardzo nabuzowana, że przestałam racjonalnie myśleć..Nie spostrzegawczy się byłyśmy już na miejscu.
Po 10 minutach wyszłam z małym Delgado, trząsł się biedny i było mu smutno. Mały od razu się spodobał Pauline.
-Jaki ten pieso jest świetny! Mogę z nim dzisiaj spać?-pyta.
-Przykro mi, ale nie chce go uczyć spania razem z ludźmi, troszkę powagi-oznajmiam.
-Oo, widzę, że pełnej grozy Alex odeszła hen hen!
Miała racje, uspokoiłam się, ale żeby nie grać mięczaka mówię:
-Ale wiesz, jak chcesz to z nim dzisiaj śpij, co mi szkodzi, idziemy na całość-mówię.
-Dzięki, mały słodziak, mogę go prowadzić?-pyta Pauline.
-Jasne, trzymaj-i podaje jej smycz Delgado.
Po powrocie do domu, dałam psu jeść, był bardzo głodny i spragniony. Gdy zjadł wzięłam go na górę do pokoju, położył się na poduszce i zasnął. Wcale mu się nie dziwie, tyle wrażeń go spotkało. Najlepsze jest to, że on jedyny, mały piesek, który nic nie rozumie, wie, wie kto tu się włamał a ja nie miała jak się tego teraz dowiedzieć, położyłam się obok niego zastanawiając się jeszcze nad tym wszystkim, nagle odpłynęłam, w daleką krainę..piękną i bez problemów, krainę w której chciałabym się znaleźć, tak serio, choć na jeden marny dzień.
Po upływie 2 godzin ocknęłam się, Delgado leżał wyciągnięty w nogach, chyba było mu gorąco. Patrze na zegarek, godzina 15, myślę sobie, że jeszcze można gdzieś wyjść, postanowiłam wziąć psa na spacer.
-Pauline! -wołam.
-Co?!-odkrzykuje siostra.
-Idę z Delgado na spacer, idziesz ze mną?
-Nie mogę, umówiłam się z chłopakami! Chcesz iść z nami?
-A gdzie idziecie? I czy będzie ich "komplet"?
-Nie, Louisa nie będzie, powiedział, że nie ma na nic ochoty, a idziemy na plażę, ładna pogoda więc można się przejść a jeszcze późno nie jest-oznajmia.
-Ok, to zaraz przyjdę z Delgado i możemy jechać.
-Super, zadzwonię do Harrego, że jedziesz z nami.
-Ok.
Za godzinę byliśmy już na plaży, słońce świeciło, nic więcej nam nie brakowało, było na prawdę świetnie.
Niall zachowywał się tak jakby pierwszy raz widział wodę na oczy, wskakiwał do niej i wybiegał jak poparzony, był na prawdę zabawny, nawet mnie rozśmieszył co ostatnio nie było proste. Był chyba najzabawniejszy z tej całej piątki, tzn teraz czwórki.
-Aaaaaa!-krzyczę-Niall Ty głupku, ta woda jest zimna!
-Oj, tak stoisz zamyślona, chciałem żebyś zaczęła się bawić-mówi chłopak z wiadrem w ręku.
-Tak? w takim razie chodź do wody cwaniaku!-oznajmiam.
-No i to mi się podoba!-krzyczy uradowany.
Nagle czuję jak moje nogi odrywają się od ziemi, nie ma to jak być niesiona do zimnej wody przez blondyna, czuję się jak w słonecznym patrolu.
-Niall, teraz mówię poważnie, postaw mnie na ziemie-mówię.
-Jesteś tego pewna?-pyta.
-Owszem, jestem pewna.
-A więc proszę-mówi Niall wrzucając mnie do wody mając przy tym niezły ubaw.
-Ejj! Miałeś mnie postawić, nie wrzucać, nie daruję Ci tego! - nie myśląc długo wskakuję mu na plecy i wierzgam się jak na jakimś starym ośle, nagle przewracamy się do tyłu i cali jesteśmy zanurzeni w wodzie.
-Chcesz mnie utopić młoda?!-woła Niall.
-W sumie, to nie, szkoda mi było tak fajnego przyjaciela-mówię.
-Oo, ta odpowiedzieć bardzo mi się podoba, przyjaciółko-nagle czuję jak Niall całuje mnie w policzek i chwilę później zaczyna mnie chlapać wodą.
-No wariat po prostu jesteś.
-No pewnie, zawsze taki byłem, jestem i będę.
-A ja bardzo się z tego cieszę- uśmiecham się do chłopaka, który odwzajemnił uśmiech.
Niall był na prawdę świetnym facetem, dogadywałam się z nim jak z bratem, cieszę się, że z nim mogę sobie pożartować i nie topić smutków w czterech ścianach.
Wychodząc z Niall'em z wody zauważyłam, że przyjechał Louis, wcześniej nie spostrzegłam się, że ktoś przyłączył się do nas, może dlatego, że byłam zajęta zabawą z Niall'em, serce zaczęło mi walić jak młot, chciałam się schować pod ziemię. Mam nadzieje, że przyszedł przed chwilą i nie widział tych wygłupów moich z blondynem.
-Cześć-mówi Lou.
-Hej-odpowiadam.
-Możemy porozmawiać?-pyta.
-Myślę, że jeśli chodzi Ci o szczerą rozmowę to musisz się udać do Mirandy, ona przecież wszystko wie lepiej-ironizuje.
-Proszę Cię, przestań, nie mam na to siły.
-Oj, jakoś nie myślałeś o tym czy ja mam jak musiałam wysłuchiwać tych Twoich obarczeń.
-Chciałem Cię przeprosić.
Przeprosić? A to ciekawe, zainteresował mnie tym.
-Przeprosić? oj, szybko się obudziłeś.
-Przejdziemy się?
-Nie wiem, raczej nie mam ochoty, dobrze mi tutaj.
-Zauważyłem.
-Co masz na myśli?-pytam.
-Widać, że zaczynasz dobrze dogadywać się z Niall'em.
-A co? to źle?
-Nie, ależ skąd, nic do tego nie mam, zresztą nie powinienem mieć, przecież jestem obcym człowiekiem.
-Racja, zupełnie obcym.
Tak ciężko było mi z nim rozmawiać, nie chciałam tego mówić, ale chciałam mu pokazać jak bardzo mnie zranił, chciałam pokazać, choć nie wiem czy mi to wychodziło, że jest mi dobrze, że wcale nie czuję żalu.
-Muszę już iść-mówi.
-Żegnam.
Po tych słowach chłopak odchodzi w stronę auta. Było mi go szkoda, ale postanowiłam go sprawdzić, w końcu jeśli mu zależy to powinien się starać, zobaczymy co z tego będzie. Teraz nie miałam zamiaru o tym myśleć, byłam na plaży z przyjaciółmi i bawiłam się świetnie.
-Ale jestem zmęczona, tak się dobrze bawiłam, o niczym nie myślałam tylko o tym żeby spędzić z Wami miło czas-mówię do Pauline już po powrocie z plaży.
-Masz rację, było super! Dziękuję, że pojechałaś z nami, uwielbiam patrzeć jak się uśmiechasz-mówi siostra.
-Ja Tobie dziękuję, bardzo mi się podobało i mam nadzieje, że to powtórzymy.
-Ależ oczywiście, nie ma innej opcji. Widziałam, że rozmawiałaś z Louisem, coś konkretnego mówił?-pyta zaciekawiona.
-Nie, nic konkretnego, chciał mnie tylko przeprosić.
-I co?
-Nie przyjęłam jego przeprosin, nie potrafię mu zaufać ponownie, chcę zobaczyć czy będzie się starał jak będę wobec niego taka obojętna.
-O Ty sprytna, może i dobrze, faceci pierw mówią potem myślą, może to go czegoś nauczy.
-Dokładnie, o tym samym pomyślałam.
-Zauważyłam też, że coraz lepiej dogadujesz się z Niall'em-mówi.
-Ah tak, to na prawdę w porządku koleś, polubiliśmy się bardzo- uśmiecham się do Pauline.
-Żeby tylko on sobie czegoś nie obiecywał z Twojej strony.
-Nie, myślę, że nic się takie coś nie szykuje, spokojnie.
-Wiesz, miałam Ci tego nie mówić, ale..
-Pauline, mów! o co chodzi!-wręcz krzyczę.
-Gdy przyszedł Louis a Ty bawiłaś się z Niall'em, Lou powiedział, że gdy Was widzi to bardzo boli go serce, boli go to, że mógł zrobić coś takiego, jest mu z tym bardzo ciężko, powiedział też..emm..
-Co powiedział? proszę dokończ-niecierpliwię się.
-Powiedział, że jesteś jego pierwszą miłość i chce żebyś była ostatnią, że bardzo Cię kocha..
W moim brzuchu obudziło się stado motyli, łaskotały tak przyjemnie, byłam wniebowzięta, jakbym latała w przestworzach. Kocha mnie? Pierwsza miłość? Ostatnia? Jestem oszołomiona, ale muszę zejść na ziemię.
-Kocha? ciekawe, wiesz co? muszę się położyć spać, jestem zmęczona, nakarm proszę Delgado i sama kładź się spać.
-Hmm, dobrze.
Nie chciałam pokazywać Pauline mojego zaszokowania i tego, że jestem .. podekscytowana, musze to wszystko przemyśleć i poczekać co będzie dalej.
Bardzo fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D
http://szczesliwytraf.blogspot.com/2013/06/rozdzia-6.html
dziekuje, na pewni zerkne ;)
UsuńNajlepszy <33
OdpowiedzUsuńNext, next, next ! Zapraszam do siebie. Jeżeli chcesz poczytać o moim beznadziejnym życiu xd <3
OdpowiedzUsuń