Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział VIII

Następnego dnia miałam o dziwo zły humor. Nic mi się nie podobało. miałam wiecznie o coś pretensje, na dodatek bolał mnie brzuch. Poszłam do łazienki i wszystko się wyjaśniło...dostałam okres.

-Nie! mam dość!-krzyczę na cały dom.
-Co się stało, Alex? - do łazienki wbiegła Pauline.
- Mam okres i jest mi źle.
-Ojej, biedactwo, nie martw się, to tylko 5 dni, wytrzymasz-pociesza mnie Pauline.
-No tak, wiem, ale chciałam się wybrać nad jezioro, popływać, zrelaksować się, a z tym się nie da, jest tak niewygodnie-spochmurniałam jeszcze bardziej.
-Obiecuję Ci, że jak Ci się to skończy to wybierzemy się nad jezioro razem, spędzimy tam cały dzień!
-Jesteś cudowna, dziękuję!-cmokam Pauline w policzek po czym mocno ja ściskam.

                                                      
                                                              *            *             *

Dzień w pracy minął mi bardzo szybko, skupiłam się na swojej pracy i nie miałam czasu na myślenie o niczym innym.

Po powrocie do domu wyszłam z Delgado na spacer do parku. Ku moim oczom ukazała się ta wredna jędza..Miranda, ze swoim pudlem od siedmiu boleści.

Starałam się ja uniknąć, błagałam, żeby mnie tylko nie spostrzegła. Niestety moje błagania na nic się zdały.

-Ooo, kogo moje oczy widzą, panna Alex-mówi.
-Cześć-bąkam.
-Jak się masz moja doga koleżanko?-pyta.
-Daruj sobie takie teksty.
-Przepraszam bardzo, ale o co chodzi?-pyta jakby o niczym nie miała pojęcia.

W końcu nie wytrzymałam, ktoś musi jej wygarnąć jaka na prawdę jest.

-Lubisz bawić się innymi ludźmi co? Sprawia Ci to przyjemność? Jeśli Twój zapchlony kundel to Twój jedyny przyjaciel to wcale mnie to nie dziwi, kto by wytrzymał z taką żmiją jak Ty, zresztą dziwię się, że ten pies jeszcze przy Tobie jest. Jesteś dla mnie zerem, nie mogę już na Ciebie patrzeć. Jeśli cieszysz się z mojego nieszczęścia to mam nadzieję, że kiedyś spotka Cię to samo, a wtedy to ja będę miała niezły ubaw z Ciebie. żegnam- wykrzykując jej to wszystko w twarz czułam jak zeszło ze mnie zbędne powietrze, byłam z siebie dumna.

-Ale..ja..tylko..-Miranda się rozpłakała.
-Nie rusza mnie Twoje ryczenie, bo i tak wiem, że to blef.

Dziewczyna się "uspokaja".

-Wiedz, że nie dam za wygraną, on będzie mój, a Ty będziesz cierpiała jeszcze bardziej, bo zobaczysz, że to ze mną on jest taki szczęśliwy a nie z Tobą.
 -Co? Chodzi Ci o Louisa? - pytam zaskoczona. 
-No tak, a o kogo innego?
-On Cię nie chce.-stwierdzam.
-To się jeszcze okaże.

W tamtej chwili chciało mi się płakać, ale nie mogłam, nie przy niej.

-Zobaczymy ile wskórasz takim zachowaniem, myślałam, że jesteś mądrzejsza-powiedziawszy to obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu ciągnąc za sobą Delgado.

Co ona sobie myśli? Jestem pewna, że on jej nie chce, kto o zdrowym rozsądku by ją chciał. W sumie, z drugiej strony to Louis uwierzył jej w te brednie Uwierzył jej, nie mnie. To mnie bolało najbardziej. Nie wiem już co się wkoło mnie dzieje. To wszystko jest takie żałosne. Czuję się jakbym grała w jakimś filmie romantycznym. Oby wszystko skończyło się happy endem jak to zazwyczaj bywa.

                                                                  *            *            *

-Nudny ten film-stwierdzam.
-Racja, taki trochę dziwny-przytakuje Pauline.
-Nie mam na nic ochoty ostatnio-mówię.
-Martwisz się tym co powiedziała Ci dziś ta dziewczyna?-pyta siostra.
-Też, jest mi smutno bez niego, chciałabym go teraz mieć obok siebie.
-Wiesz co, przypomniałam sobie o pewnej sprawie, muszę lecieć, pogadamy później, cześć-Pauline wstała szybko z kanapy, narzuciła na siebie jakiś sweter i wybiegła z domu.
 -To było dziwne-mruczę pod nosem.

Było mi jeszcze gorzej. Siostra mnie olała, Miranda chce mi odebrać Louisa, jedyny przyjaciel jaki mi teraz został to Delgado, którego właśnie mocno przytulam, nawet nie zauważyłam, że z tych zamyśleń zaraz go uduszę. 

-Przepraszam kochany, nie chciałam - mówię do niego głaszcząc go po głowie-wiesz, jestem zmęczona, zdrzemnę się piesku-mówiąc te słowa całuję go i kładę się na poduszkę, nie minęła chwila a ja już śpię.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział VII

Tej nocy nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o tej całej chorej sytuacji. Dlaczego ludzie tak łatwo wierzą tej całej Mirandzie, czy Bóg jej dał dar przekonywania? Nie wiem. Dzisiaj miałam wolne, z jednej strony to dobrze, mogłam sobie odpocząć, lecz z drugiej..będę miała tyle czasu żeby o tym rozmyślać, a to nie jest dobry pomysł. Nagle ktoś dzwoni do drzwi, to policja:

-Dzień dobry Panno Alex, mamy dla Pani dobre wieści-oznajmia funkcjonariusz. 
-Witam, zapraszam-wpuszczam umundurowanego do środka.
-Piesek się znalazł, jest cały i zdrowy i czeka na Panią na komendzie-mówi.
-Bardzo dziękuję, ale prawdę mówiąc bardziej interesuje mnie kto się włamał do mojego domu-oświadczam.
-Tego jeszcze nie udało nam się ustalić, ale mamy ślad, na obroży Pani pieska był wycinek materiału, najprawdopodobniej z bluzki włamywacza, jesteśmy coraz bliżej, spokojnie-uspokaja mnie policjant.
-Dobrze, dziękuję, zaraz pojadę po psiaka-ściskam jego dłoń, następnie postawny mężczyzna wychodzi.

Jeden problem mamy załatwiony, ale nadal jest mi źle, chce wiedzieć kto chce mi uprzykrzyć życie.

Po 20 minutach wychodzę z domu na komisariat, Pauline postanowiła pójść ze mną, jest kochana. 

-Jak się czujesz?-pyta Pauline.
-Nie najlepiej, ale to chyba widać-mówię.
-Nie przejmuj się, Lou nie jest ostatni, spokojnie.
-Pauline, mi teraz nie o to chodzi, jest mi źle, bo nie wiem co ja takiego ludziom robię, że chcą mi zrobić krzywdę, niekoniecznie fizyczną, ale krzywdę, nie potrafię tak żyć.
-Rozumiem Cię, a może raczej staram się rozumieć, ale wszystko się wyjaśni, może uda Ci się porozmawiać ze sprawcą i dowiesz się do robiłaś źle, jeśli tak było oczywiście.
-Ty myślisz, że ja mam sobie coś do zarzucenia? Myślisz, że ten sprawca wywrze na mnie wyrzuty sumienia? Mylisz się, mam wyjebane co on myśli, najlepiej to bym zabiła TO COŚ własnymi rękami, dość kurwa z grzeczną dziewczynką, która była na każde zawołanie, może to właśnie robiło ze mnie taką pizdę, że każdy mógł na mnie wjechać i spierdolić mi wszystko!
-Wow, pierwszy raz słyszałam jak przeklinasz i to jeszcze w takich ilościach- Pauline wyglądała na nieco przerażoną.
-I bardzo dobrze, myślę, że powinnaś się przyzwyczaić. 

Zamilkła, ja razem z nią, byłam tak bardzo nabuzowana, że przestałam racjonalnie myśleć..Nie spostrzegawczy się byłyśmy już na miejscu.

Po 10 minutach wyszłam z małym Delgado, trząsł się biedny i było mu smutno. Mały od razu się spodobał Pauline.

-Jaki ten pieso jest świetny! Mogę z nim dzisiaj spać?-pyta.
-Przykro mi, ale nie chce go uczyć spania razem z ludźmi, troszkę powagi-oznajmiam.
-Oo, widzę, że pełnej grozy Alex odeszła hen hen! 

Miała racje, uspokoiłam się, ale żeby nie grać mięczaka mówię:

-Ale wiesz, jak chcesz to z nim dzisiaj śpij, co mi szkodzi, idziemy na całość-mówię.
-Dzięki, mały słodziak, mogę go prowadzić?-pyta Pauline.
-Jasne, trzymaj-i podaje jej smycz Delgado.

Po powrocie do domu, dałam psu jeść, był bardzo głodny i spragniony. Gdy zjadł wzięłam go na górę do pokoju, położył się na poduszce i zasnął. Wcale mu się nie dziwie, tyle wrażeń go spotkało. Najlepsze jest to, że on jedyny, mały piesek, który nic nie rozumie, wie, wie kto tu się włamał a ja nie miała jak się tego teraz dowiedzieć, położyłam się obok niego zastanawiając się jeszcze nad tym wszystkim, nagle odpłynęłam, w daleką krainę..piękną i bez problemów, krainę w której chciałabym się znaleźć, tak serio, choć na jeden marny dzień.

Po upływie 2 godzin ocknęłam się, Delgado leżał wyciągnięty w nogach, chyba było mu gorąco. Patrze na zegarek, godzina 15, myślę sobie, że jeszcze można gdzieś wyjść, postanowiłam wziąć psa na spacer.

-Pauline! -wołam.
-Co?!-odkrzykuje siostra.
-Idę z Delgado na spacer, idziesz ze mną?
-Nie mogę, umówiłam się z chłopakami! Chcesz iść z nami?
-A gdzie idziecie? I czy będzie ich "komplet"?
-Nie, Louisa nie będzie, powiedział, że nie ma na nic ochoty, a idziemy na plażę, ładna pogoda więc można się przejść a jeszcze późno nie jest-oznajmia.
-Ok, to zaraz przyjdę z Delgado i możemy jechać.
-Super, zadzwonię do Harrego, że jedziesz z nami.
-Ok.

Za godzinę byliśmy już na plaży, słońce świeciło, nic więcej nam nie brakowało, było na prawdę świetnie.
Niall zachowywał się tak jakby pierwszy raz widział wodę na oczy, wskakiwał do niej i wybiegał jak poparzony, był na prawdę zabawny, nawet mnie rozśmieszył co ostatnio nie było proste. Był chyba najzabawniejszy z tej całej piątki, tzn teraz czwórki. 

-Aaaaaa!-krzyczę-Niall Ty głupku, ta woda jest zimna!
-Oj, tak stoisz zamyślona, chciałem żebyś zaczęła się bawić-mówi chłopak z wiadrem w ręku.
-Tak? w takim razie chodź do wody cwaniaku!-oznajmiam.
-No i to mi się podoba!-krzyczy uradowany.

Nagle czuję jak moje nogi odrywają się od ziemi, nie ma to jak być niesiona do zimnej wody przez blondyna, czuję się jak w słonecznym patrolu. 

-Niall, teraz mówię poważnie, postaw mnie na ziemie-mówię.
-Jesteś tego pewna?-pyta.
-Owszem, jestem pewna.
-A więc proszę-mówi Niall wrzucając mnie do wody mając przy tym niezły ubaw.
-Ejj! Miałeś mnie postawić, nie wrzucać, nie daruję Ci tego! - nie myśląc długo wskakuję mu na plecy i wierzgam się jak na jakimś starym ośle, nagle przewracamy się do tyłu i cali jesteśmy zanurzeni w wodzie.
-Chcesz mnie utopić młoda?!-woła Niall.
-W sumie, to nie, szkoda mi było tak fajnego przyjaciela-mówię.
-Oo, ta odpowiedzieć bardzo mi się podoba, przyjaciółko-nagle czuję jak Niall całuje mnie w policzek i chwilę później zaczyna mnie chlapać wodą.
-No wariat po prostu jesteś.
-No pewnie, zawsze taki byłem, jestem i będę.
-A ja bardzo się z tego cieszę- uśmiecham się do chłopaka, który odwzajemnił uśmiech.

Niall był na prawdę świetnym facetem, dogadywałam się z nim jak z bratem, cieszę się, że z nim mogę sobie pożartować i nie topić smutków w czterech ścianach. 

Wychodząc z Niall'em z wody zauważyłam, że przyjechał Louis, wcześniej nie spostrzegłam się, że ktoś przyłączył się do nas, może dlatego, że byłam zajęta zabawą z Niall'em, serce zaczęło mi walić jak młot, chciałam się schować pod ziemię. Mam nadzieje, że przyszedł przed chwilą i nie widział tych wygłupów moich z blondynem. 

-Cześć-mówi Lou.
-Hej-odpowiadam.
-Możemy porozmawiać?-pyta.
-Myślę, że jeśli chodzi Ci o szczerą rozmowę to musisz się udać do Mirandy, ona przecież wszystko wie lepiej-ironizuje.
-Proszę Cię, przestań, nie mam na to siły. 
-Oj, jakoś nie myślałeś o tym czy ja mam jak musiałam wysłuchiwać tych Twoich obarczeń.
-Chciałem Cię przeprosić.

Przeprosić? A to ciekawe, zainteresował mnie tym.

-Przeprosić? oj, szybko się obudziłeś.
-Przejdziemy się?
-Nie wiem, raczej nie mam ochoty, dobrze mi tutaj.
-Zauważyłem.
-Co masz na myśli?-pytam.
-Widać, że zaczynasz dobrze dogadywać się z Niall'em.
-A co? to źle? 
-Nie, ależ skąd, nic do tego nie mam, zresztą nie powinienem mieć, przecież jestem obcym człowiekiem.
-Racja, zupełnie obcym.

Tak ciężko było mi z nim rozmawiać, nie chciałam tego mówić, ale chciałam mu pokazać jak bardzo mnie zranił, chciałam pokazać, choć nie wiem czy mi to wychodziło, że jest mi dobrze, że wcale nie czuję żalu.

-Muszę już iść-mówi.
-Żegnam.

Po tych słowach chłopak odchodzi w stronę auta. Było mi go szkoda, ale postanowiłam go sprawdzić, w końcu jeśli mu zależy to powinien się starać, zobaczymy co z tego będzie. Teraz nie miałam zamiaru o tym myśleć, byłam na plaży z przyjaciółmi i bawiłam się świetnie.

-Ale jestem zmęczona, tak się dobrze bawiłam, o niczym nie myślałam tylko o tym żeby spędzić z Wami miło czas-mówię do Pauline już po powrocie z plaży.
-Masz rację, było super! Dziękuję, że pojechałaś z nami, uwielbiam patrzeć jak się uśmiechasz-mówi siostra.
-Ja Tobie dziękuję, bardzo mi się podobało i mam nadzieje, że to powtórzymy.
-Ależ oczywiście, nie ma innej opcji. Widziałam, że rozmawiałaś z Louisem, coś konkretnego mówił?-pyta zaciekawiona.
-Nie, nic konkretnego, chciał mnie tylko przeprosić.
-I co?
-Nie przyjęłam jego przeprosin, nie potrafię mu zaufać ponownie, chcę zobaczyć czy będzie się starał jak będę wobec niego taka obojętna.
-O Ty sprytna, może i dobrze, faceci pierw mówią potem myślą, może to go czegoś nauczy.
-Dokładnie, o tym samym pomyślałam.
-Zauważyłam też, że coraz lepiej dogadujesz się z Niall'em-mówi.
-Ah tak, to na prawdę w porządku koleś, polubiliśmy się bardzo- uśmiecham się do Pauline.
-Żeby tylko on sobie czegoś  nie obiecywał z Twojej strony.
-Nie, myślę, że nic się takie coś nie szykuje, spokojnie.
-Wiesz, miałam Ci tego nie mówić, ale..
-Pauline, mów! o co chodzi!-wręcz krzyczę.
-Gdy przyszedł Louis a Ty bawiłaś się z Niall'em, Lou powiedział, że gdy Was widzi to bardzo boli go serce, boli go to, że mógł zrobić coś takiego, jest mu z tym bardzo ciężko, powiedział też..emm..
-Co powiedział? proszę dokończ-niecierpliwię się.
-Powiedział, że jesteś jego pierwszą miłość i chce żebyś była ostatnią, że bardzo Cię kocha..

W moim brzuchu obudziło się stado motyli, łaskotały tak przyjemnie, byłam wniebowzięta, jakbym latała w przestworzach. Kocha mnie? Pierwsza miłość? Ostatnia? Jestem oszołomiona, ale muszę zejść na ziemię. 

-Kocha? ciekawe, wiesz co? muszę się położyć spać, jestem zmęczona, nakarm proszę Delgado i sama kładź się spać.
-Hmm, dobrze.

 Nie chciałam pokazywać Pauline mojego zaszokowania i tego, że jestem .. podekscytowana, musze to wszystko przemyśleć i poczekać co będzie dalej.

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział VI

Problem? Związany ze mną? co ja niby takiego zrobiłam, przecież nie może chodzić wciąż o ten "brak pocałunku", bez przesady. Jestem w kropce, obawiam się najgorszego, nie chce go stracić, zależy mi na nim, jest dla mnie niemalże wszystkim, choć znam go tak krótko. Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej mówię:

-Chodź Lou, przejdziemy się, musimy porozmawiać bardzo poważnie, w końcu.

Jego mina rzednie jeszcze bardziej, ale bez namysłu idzie ze mną. Po dłuższej chwili milczenia, mówi:

-Dowiedziałem się o czymś co bardzo mną wstrząsnęło, nie wiem co mam myśleć o tym, bardzo mi z tym źle i ciężko.
-Określisz się?-pytam.
-Serio nie wiesz o co chodzi?
-No wiesz, nie mam nic na sumieniu więc nie wiem do czego zmierzasz albo co chcesz mi zarzucić. 
-Spotkałem ostatnio Twoja koleżankę-mówi-bodajże miała na imię Miranda.

Usłyszawszy to imię żyła na moim czole zaczęła skakać ze złości. Miranda!? co ona niby mu powiedziała! Musiałam zachować spokój.


-I co w związku z tym?-pytam.
-Powiedziała mi, że masz kogoś na boku-w końcu to z siebie wyrzucił,

Mój świat stanął w miejscu, zrobiłam wielkie oczy nie mogąc uwierzyć w to co Lou mi przed chwilą powiedział. Wiedziałam jedno. Nie chce go znać. Uwierzył zupełnie obcej osobie. Ja w sumie tez byłam dla niego obcą osobą, ale kurde, żeby wierzyć jej?

-Usuń mój numer z telefonu, zapomnij gdzie mieszkam, nie chce Cię znać, znikaj z mojego życia!-niemalże wykrzyczałam to najgłośniej jak potrafię. 

Obróciłam się na pięcie i poszłam w przeciwnym kierunku.

-Ale Alex, czekaj.... - woła chłopak.

Ja udałam, że go nie słyszę i zaczęłam biec. Nie chciałam go widzieć, chciało mi się płakać, po cholerę ta dziewczyna mi tak uprzykrza życie, oby to nie był początek jej gierek, bo tego nie zniosę, właśnie takich sytuacji chciałam uniknąć.  Nie wierze, że to wszystko tylko przez to, że kiedyś w liceum oblałam ją tym głupim sokiem, przecież to bez sensu. Musiałam dowiedzieć się o co jej tak na prawdę chodzi. 
Wróciłam do domu, pobiegłam na górę do pokoju, usiadłam na łóżku a z moich oczu popłynęły słone łzy.

-Przecież to nie prawda, jak on mógł jej w to uwierzyć-mówię sama do siebie.

Nagle dzwoni mój telefon, to Pauline. Odbieram.

-Alex, gdzie Ty jesteś? no i Lou? Gdzie wy się podziewacie?
-Wróciłam do domu, nie chce rozmawiać, chce byś sama, cześć- rozłączam się.

Po dwóch minutach dostaję SMS, to znów Pauline:

-Kochanie, mam nadzieję, że będzie możliwość żebyśmy porozmawiały o tym co się stało jak wrócę. Pamiętaj, ja zawsze będę przy Tobie. Kocham Cię.

Nie odpisałam, w tamtej chwili chciało mi się płakać jeszcze bardziej, wręcz ryczeć. Postanowiłam znaleźć sobie nowego przyjaciela, oczywiście mam na myśli zwierzaka, od razu pomyślałam o psie. Wstałam z łóżka, poszłam do łazienki doprowadzić się do ładu, nie mogłam na siebie patrzeć, jak mogłam tak bardzo zaufać osobie której wcale nie znałam, kiedy mnie to czegoś nauczy, w życiu nie pomyślałabym, że on byłby zdolny do czegoś takiego. W sumie..tak na prawdę wcale go nie znałam. Głupia idiotka.

Wzięłam ze stolika nocnego słuchawki, podłączyłam je do telefony i włączyłam piosenki. Nie miałam nawet humoru żeby wybierać spośród nich, wtedy wszystko było dla mnie obojętne. 


Szłam patrząc pod nogi, założyłam czapkę żeby tylko nie spotkać Go, żeby mnie nie rozpoznał. W końcu doszłam do zoologicznego. Po upływie 30 minut miałam ślicznego, słodkiego szczeniaczka rasy border colie, nazwę go Delgado. Imię mocne, twarde, odważne..zupełne przeciwieństwo mnie. Od samego początku maluszek był przestraszony, ale gdy dotarliśmy do domu uspokoił się, bawił się moimi starymi zabawkami, ja w tym czasie rozłożyłam mu kocyk gdzie będzie spał, obok łóżka, zaś miskę postawiłam w kuchni koło stołu. Gdy poszłam zobaczyć co robi Delgado zauważyłam coś niepokojącego..moje okno w pokoju było otwarte, a byłam pewna, że je zamykałam. Przestraszyłam się, nigdzie nie mogłam znaleźć Delgado, wołałam go, krzyczałam, wyszłam nawet na zewnątrz żeby zobaczyć czy może nie wyszedł na ogród, ale nigdzie go nie było. Miałam dość już tego dnia, wszystko się nie układało, było już ciemno, nie wiedziałam co mam robić, wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam na policję zgłaszając włamanie i kradzież psa, po upływie 10 minut policja była na miejscu, spisali protokół i powiedzieli, że się wszystkim zajmą, kazali zamknąć wszystkie okna i drzwi na klucz, tak zrobiłam, później odjechali. Do domu wróciła Pauline.

-Co się stało? Co ta policja tu robiła?-pyta zrozpaczona.
-Przez to wszystko co się stało poszłam do sklepu, kupiłam sobie psa, chciałam mieć prawdziwego przyjaciela, który mnie nigdy nie zostawi-mówię.
-Alex, kochanie, powiedz co się dzieje, gdzie masz tego psiaka?-pyta.

Wszystko jej wytłumaczyłam, od początku do końca, była w takim samym szoku jak ja.

-Co za kretyn, jak on mógł jej uwierzyć w takie brednie?!-krzyczy.
-Zadaję sobie takie same pytanie.
-Nie rozumiem, muszę pogadać o tym z Harrym-mówi.
-Nie! nie chce żebyś z nim o tym gadała, Lou na pewno mu o tym powie, Ty nie zaczynaj tematu, proszę.
-Jak uważasz kochanie, a teraz idź się wykąpać i kładź się spać, jest późno, a o pieska się nie martw, znajdzie się-Pauline całuje mnie w czoło i sama kieruje się w stronę schodów. Ja wstaje z kanapy i idę za nią. 

Jest mi źle, leżę w łóżku, spoglądam za okno, zastanawiając się kto mógłby się tu włamać, myślę, że Miranda nie byłaby na tyle głupia żeby to zrobić, a może to Lou..chce się zemścić na mnie za to czego tak na prawdę nie zrobiłam. Nie wiem, głowa mi pęka, chce teraz zasnąć, lecz jeszcze przed snem dobiega z mojej torby dźwięk, to mój telefon, dostałam wiadomość, wstaję i wyciągam telefon z torby, odczytuję SMS:

-Miło Ci żmijo? M.

Już wiedziałam, że wszystko co złe jest jeszcze przede mną.

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział V

Obudziłam się z krzykiem..Cholera, co to było? Kocham Cię Alex? Jedyne co mnie pocieszało to to, że to tylko sen, głupi sen, podchodzący wręcz pod koszmar. On nie może mnie kochać, to niemożliwe, sama nie wiem czy tego chce, nie, nie chce tego.

-Alex! Co się stało? - wbiega do pokoju Pauline.
-Nic siostra, miałam zły sen, wszystko w porządku-odpowiadam. 
-Jeju, nawet nie wiesz jak się wystraszyłam, nogi sobie prawie połamałam biegnąc tu do Ciebie-rozpacza.
-Wybacz, następnym razem po prostu się nie śpiesz, najwyżej gdyby ktoś mnie mordował to byś sobie nóg nie połamała-rozbawiłam ją.
-Głupia, dla Ciebie mogłabym nawet nogi połamać-uśmiecha się a na jej policzkach pojawiają się dwa małe dołeczki.
-Kocham Cię Pauline.
-Ja Ciebie też kocham siostrzyczko. 

                                                             *         *          *

Stoję przed lustrem. Moje myśli powracają do dzisiejszego snu, te słowa nie mogą mi wylecieć z głowy.. "Kocham Cię Alex" i jego głos, piękny, przyjemny, miły, bezpieczny głos Louisa. Moja twarz wygląda strasznie, a pod oczami mam worki. Musze coś z tym zrobić, nakładam sobie maseczkę i idę robić sobię kawę.

-Chcesz kawę?-pytam Pauline, która siedzi przy stole i wcina kanapki.
-Piłam już dzisiaj jedną, ale możesz mi zrobić, dziękuje-odpowiada. 
-Jesteś jakaś smutna czy mi się wydaje?-pytam.
-Napisałam wczoraj do Harrego i od tamtego czasu nie mam od niego żadnych wieści, martwię się, może coś mu się stało albo po prostu mu się znudziłam-odpowiada ze smutkiem w głosie.
-O ile dobrze pamiętam to Louis mi coś wspominał, że Harry ma zepsuty telefon, dzisiaj go oddaje do naprawy-chyba ją pocieszyłam.
-Serio? ale się cieszę! możesz napisać do Louisa żeby Harry przyszedł do mnie o 16? po pracy? -pyta
-Dzisiaj się z nimi spotykam po pracy, więc możemy iść razem-mówię.
-O, bardzo dobry pomysł-uśmiecha się, bierze kubek ze świeżą kawą i leci na górę się ubrać.

                                                             *           *           *

Wkładam kubek po kawie do zmywarki i idę na górę zdjąć maseczkę. Moja twarz jest już ożywiona więc czas na makijaż. 

W drodze do pracy Pauline opowiada mi jak jej się układa z Harrym, jest taka szczęśliwa, chce go, on chce ją, to takie wspaniałe. Czy ze mną jest coś nie tak? Tylko ja się boję zakochać? Przecież to w sumie nic złego, ale obawiam się, że nam nie wyjdzie i już nigdy go nie zobaczę, a tego nie przeżyję. 

-Alex słuchasz mnie w ogóle?-pyta naburmuszona Pauline.
-Tak tak, słucham, wybacz po prostu się zamyśliłam-odpowiadam
-Ostatnio dość często Ci się to zdarza- mówi z grymasem. 
-Wydaje Ci się, to co mówiłaś o Harrym?-pytam.
-Od jakichś 20 minut mówię o sukience którą chce sobie kupić, dziewczyno co się z Tobą dzieje?
-Możemy pogadać o tym w domu? Teraz jakoś nie mam siły na opowiadanie moich problemach i obawach.
-No niech Ci będzie, a teraz chodź, praca czeka.

                                                            *           *          *

W pracy było dużo do roboty więc nie miałam czasu na głupie myśli. Obiecałam, że napiszę do niego, nie mogę go zawieść, nie chce żeby miał wyrzuty sumienia z powodu tego co się stało a raczej nie stało ubiegłego wieczoru. Nie chce żeby pomyślał, że jestem jakaś nawiedzona. Wyciągam telefon i piszę:

-Jestem już po pracy. Gdzie się widzimy? Alex

Nie minęła minuta a w mojej skrzynce jest wiadomość od Louisa.

-Może za 30 minut w Subway? pasuje Ci? Lou.
-Pewnie, bierz chłopaków, ja biorę Pauline i za pół godziny widzimy się w Subway.
 -Dobrze, do zobaczenia.

Nie wiem dlaczego, ale wyczułam w nim coś niepokojącego. Hmm, może jestem przewrażliwiona.. nie wiem co mam myśleć.

-Mamy się z nimi spotkać za pół godziny w Subway-mówię do Pauline.
-No to w drogę, już się nie mogę doczekać kiedy go znów zobaczę!-wrzeszczy Pauline.
-Uspokój się, ludzie się patrzą!-bakam. 
-Oj, daj spokój, mam gdzieś to, co sobie ludzie o mnie pomyślą, ważna teraz jest moja miłość do Hazzy!

Milczę. Nie chce słyszeć o miłość, bo wiem, że zaraz się rozgada, a nie mam na to siły. Po raz pierwszy nie chce jej słuchać. Jest mi źle. Nie wiem co teraz może mi pomóc. Nagle słyszę:

-Ej, dziewczyny!
-Oooo, cześć chłopcy, zobaczcie co za zbieg okoliczności, los chciał żebyśmy się spotkali szybciej-mówi Pauline.
-No pewnie, z pewnością o to chodzi piękna-mówi Harry i podchodzi do Pauline całując ją w policzek.

Do mnie zbliża się Lou, jest bardzo smutny, nie wiem co się stało, teraz to ja mam wyrzuty sumienia, przecież ja nic złego nie chciałam zrobić, to było dla mnie za wcześnie..może, mój sen, te słowa, były prawdziwe, dlatego jest mu teraz źle. Nie wiem.

-Cześć-mówi.
-Hej-odpowiadam.
-Stało się coś?-dopowiadam.
-Mam problem Alex, wielki problem..i ten problem związany jest z Tobą..

Zamieram. Nie wiem co mam powiedzieć, nie wiem co mam teraz myśleć..Zrobiło mi się gorąco, boje się, co ma mi do powiedzenia.. Chyba zaraz zemdleje..
 

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział IV

Przede mną stoi mężczyzna, pięknie ubrany w garnitur z różami w ręku a od niego unosi się piękny zapach perfum, których nigdy nie czułam. Dlaczego on się tak wystroił? Przecież mieliśmy spędzić zwykły, przyjemny wieczór na oglądaniu filmów i chrupania popcornu. Byłam w wielkim szoku, nie wiedziałam co wydusić z siebie, wybełkotałam jedynie:

-Eee, cześć.
-No hej. Bardzo proszę-wita się ze mną i podaje mi piękny bukiet kwiatów.
-Dz..dziękuję-wydukałam z wielkim trudem.
-Jesteś zdziwiona ? - pyta chłopak.
-No wiesz, trochę tak, ja wyglądam jakbym dopiero co wyszła z wirującej pralki, a Ty..Ty wyglądasz..bardzo elegancko.
-Nie czuj się niezręcznie, nie uprzedziłem Cię o mojej niespodziance-powiedział.

O nie, tylko nie niespodzianki, nienawidzę niespodzianek. Co temu chłopakowi chodzi po głowie.

-Niespodzianka? a mogę wiedzieć o co chodzi?-zapytałam.
-Zabieram Cię do mojej ulubionej restauracji, na kolację, chyba nie masz nic przeciwko?
-Nie mam, tylko, ehh, ja nie mam żadnej ładnej sukienki, w sumie nie mam w ogóle eleganckich ubrań-powiedziałam.
-No i bardzo dobrze, tak bardzo nie lubię się tak ubierać, mam torbę w samochodzie, przebiorę się w luźniejsze ciuchy i zaraz będę-mówi Louis zmierzając w stronę samochodu.

Co? To po co ta cała szopka? Mam nadzieje, że zaraz mi to wytłumaczy.

-Jestem już, wpuścisz mnie do środka?-pyta.
-No pewnie, wybacz, nadal nie rozumiem o co tu chodzi.
-Wiesz, zapytałem się chłopaków jak zaimponować dziewczynie, no i podsunęli mi taki pomysł, chciałem zrobić na Tobie większe wrażenie, bardzo się wygłupiłem?
-Ależ skąd, miło, że się emm starasz-odpowiadam mu z uśmiechem.
-Ale minę miałaś nieziemską, jakbyś zobaczyła UFO, czy coś z tych potworków-śmieje się.
-Nie żartuj, chodź, mam parę fajnych filmów, obejrzymy sobie-chłopak wchodzi do domu a ja zamykam za nim drzwi.
-Przytulnie tu u Ciebie-oświadcza.
-Dzięki, czego się napijesz?-pytam się kierując się w stronę kuchni.
-Wystarczy szklanka wody, dziękuję.

                                                                    *         *          *
Siedzimy wtuleni w siebie. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze. Czułam się przy nim taka bezpieczna. Tak bardzo mu ufałam.

-Bardzo dziwny film-oznajmiłam.
-No, ale czy to ważne, myślę, że w dobrym towarzystwie to i najgorszy film może się podobać-mówi Louis.
-Rzeczywiście, masz rację, bawiłam się super, dziękuję, że ... jesteś przy mnie-przytulam się do niego.
-W końcu od tego są przyjaciele, zawsze będę do Twojej dyspozycji-ściska mnie bardziej do siebie.

W tamtej chwili czułam się bardzo niezręcznie. Nagle jego twarz zbliża się do mojej. Zakręciło mi się w głowie, zbladłam, nie wiedziałam co robić, czy uciekać z krzykiem czy może rzucić się na niego..Z jednej strony chciałam go pocałować, ale z drugiej..przecież znam go zaledwie 2 dni, może aż 2 dni. Boję się.

-Wiesz, chyba musisz już iść-bąknęłam.
-Emm, dobrze, jak sobie życzysz-odpowiada trochę z pochmurną miną.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia Alex.

Drzwi się zamknęły. Idiotko! Co Ty wyrabiasz? Moja podświadomość daje o sobie znać. Nie mogłam tego zrobić, nie dałam rady. Muszę go bardziej poznać, ale i tak czuję się jakbym znała go od dzieciństwa. Nie chce go stracić. Nagle dostaję SMS:

-Jeśli zrobiłem coś złego to bardzo przepraszam, nie chciałem Ci podpaść, wybacz mi. Louis.

On ma wyrzuty sumienia? Jeju, co ja narobiłam, przecież to nie jego wina, tu chodzi o mnie. Zaczynam odpisywać:


-Za nic nie przepraszaj. Po prostu nie znamy się zbyt dobrze, żeby .. bardziej się zbliżyć. Alex.

Nie minęły 2 minuty a w mojej skrzynce odbiorczej pojawia się wiadomość:


-Mam nadzieję, że Cię nie przestraszyłem. Jeśli nie masz ochoty się ze mną spotykać to powiedz. 
-Nawet tak nie myśl, zależy mi na znajomości z Tobą, bardzo Cię polubiłam.
-Ja Ciebie również. Mam jutro wolny dzień, masz ochotę spotkać się ze mną i chłopakami?
-Jasne, dam Ci znać o której skończę pracę i możemy gdzieś wyjść.
-Odezwę się jutro. Dobranoc kochana.
-Dobranoc Lou.

Kochana? Nie wiem co on do mnie czuje, ale sądzę, że to silne uczucie, może takie jak moje do niego?

Nie wiem, jestem rozkojarzona, nie mogę się skupić na niczym. Muszę się położyć spać. Mam dość już tego ciężkiego dnia. Idę na górę się wykąpać.

Leżę w łóżku, moje oczy się zamykają same, nagle zapadam w głęboki sen...

-Kocham Cię Alex..

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział III

Następnego dnia czułam się już całkiem dobrze. Louis pomógł mi zapomnieć o Mirandzie. Louis...myślałam o nim cały czas i nie mogłam przestać. Moje zachowanie przypominało mi głupią nastolatkę, która jest zakochana w jednym z tych znanych piosenkarzy. Moje ciało całe drżało. Nie mogłam unieść nawet kubka z kawą. Dlaczego on tak na mnie wpływa? - to pytanie zadawałam sobie co parę chwil. Nagle z rozmyślań wybił mnie dźwięk dzwonka w telefonie, dostałam wiadomość:

-Wczoraj bawiłem się bardzo dobrze. Nigdy nie zapomnę tego wieczora. Cieszę się, że Cię poznałem. Dziękuje Ci za to. Louis.

Jaki on był cudowny. Wierzyłam mu w każde jego słowo! Jakbym znała go od lat, czułam, że jest dla mnie bardzo bliski.

-Ałł, moja głowa-wchodzi do kuchni Pauline.
-Czyżby kac morderca Cię zaatakował tej nocy? - mówię z uśmiechem na twarzy.
-Co tak się cieszysz? mnie w ogóle to nie bawi - odszczekuje Pauline.
-Trzeba znać umiar moja droga - chichoczę. 
-Ciesz się, że z Tobą wszystko w porządku, szybko się zwinęłaś co?- zapytała.
-Emm, tak, źle się poczułam i chciałam wrócić do domu, byłaś wczoraj tak zajęta Harrym, że pewnie nawet nie usłyszałaś moich tłumaczeń czemu wychodzę z imprezy.
-Taaak, bardzo możliwe, Harry jest taki wspaniały, nie mogłam się na niego napatrzeć. Bardzo go polubiłam. 
-Zauważyłam, szczerzyłaś się do niego bez przerwy-mówię.
-Serio? nie przesadzaj - zaczerwieniła się Pauline.
-Ojj, a co to za rumieńce? - pytam z zachwytu-jeszcze nie widziałam żebyś się czerwieniła z powodu jakiegoś chłopaka.
-To nie jest jakiś chłopak, on na prawdę mi się podoba, Alex, ja się chyba zakochałam, w moim brzuchu lata stado motyli gdy tylko o nim pomyślę, on cały czas siedzi w mojej głowie a mi..mi się to podoba.

Patrzę się na nią jak wryta. Co ona wygaduje? Po pierwszym spotkaniu ona niby się zakochała?

-To z pewnością tylko zauroczenie. Jeszcze nie wiesz co to prawdziwa miłość-odpowiadam.
-A co, Ty może wiesz?-burknęła.

Miała racje, jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś w kim mogłabym się zakochać. Nie wiem co to za uczucie, ale nie wierze w miłość od pierwszego wejrzenia. Co to to nie.

-Nie, ale nie wierze w miłość od pierwszego spotkania, nie istnieje takie coś, to tylko zafascynowanie drugą osobą., jej osobowością i wyglądem, tyle.
-Nie wiem, ale czuję, że to może być coś poważnego, tzn. liczę na to.-mówi Pauline.
-Czas pokaże, a teraz zbieraj się, idziemy na zakupy.

                                                            *               *              *

Stado motyli w brzuchu? Niemożliwość nie myślenia o NIM? I ona twierdzi, że to jest miłość? Zrobiło mi się słabo..nie możliwe, że byłam zakochana w Louisie. Jak to jest się zakochać? aj, na razie nie miałam czasu  żeby się nad tym zastanawiać.

-Spójrz jaka śliczna! Musze ją kupić-wykrzykuje Pauline wskazując palcem na piękną sukienkę w kwiatki, która wisiała na wystawie.
-No, bardzo ładna, ślicznie byś w niej wyglądała-mówię.
-Myślisz? w takim razie idę ją kupić, idziesz ze mną?-pyta.
-Nie, ja tu poczekam, kup ją szybko i wracaj.
-Ok, zaraz będę-odpowiada Pauline i wbiega do sklepu tak jakby ktoś miał jej tą sukienkę sprzątnąć sprzed     nosa.

Oj, zupełnie zapomniałam! Wypadałoby odpisać Louisowi na SMS, myślę o nim bez przerwy a takie coś wypadło mi z głowy, nie ładnie. Wyciągam telefon z kieszeni i zaczynam wystukiwać wiadomość.

-Ja również dziękuję za mile spędzony wieczór oraz za odprowadzenie mnie pod sam dom, czułam się bezpieczniej, jeszcze raz dziękuję. Alex.

Naciskam klawisz "wyślij" i nagle ze sklepu wychodzi Pauline.

-Mam ją! Ahh, zobacz jaka piękna! - mówi podekscytowana dziewczyna.
-Już ją założyłaś? Szybka jesteś. - mówię.
-To gdzie teraz idziemy? Może Ty sobie coś fajnego kupisz? Zobacz, tam jest fajna sukienka, Louisowi by się spodobała na pewno.

Nagle moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i stałam jakby mnie zamurowali. "Louisowi by się spodobała na pewno"? A co to miało znaczyć? 

-Louisowi? a co on ma do tego?-pytam siostry.
-Noo, bardzo mu się spodobałaś, Harry powiedział mi, że nigdy nie widział Louisa w takim stanie. Chyba się chłopak zakochał-zachichotała a mnie przeszedł zimny dreszcz.

Zakochał? Co się w ogóle dzieje? Chciałam po prostu wyjść z rodzeństwem na imprezę a tu takie rzeczy się dzieją. W życiu bym się tego nie spodziewała.

-Zakochał? Oszalałaś, on mógłby mieć mnóstwo takich dziewczyn, przestań-odpowiadam po chwili namysłu.
-Nie wydaje mi się, ale skoro tak uważasz to już Twoja sprawa.-odpowiada Pauline.
-Nie rozmawiajmy już o nim, chodź, wracamy do domu, koniec na dzisiaj dobrego-mówię.

                                                    *             *               *

-Masz czas się dzisiaj ze mną spotkać?-napisał mój "wybranek".
-Myślę, że miałabym chwilę, wpadnij do mnie o 20.-odpisuję.
-Dobrze, do zobaczenia x.
-Cześć.

Punktualnie o godzinie 20:00 rozbrzmiewa się dzwonek. Podbiegłam szybko do lustra żeby zrobić ostatnie poprawki włosów i z opanowaniem podchodzę do drzwi z wielkim podekscytowaniem. Czułam, że tęskniłam za nim przez ten cały czas od momentu imprezy. Brakowało mi osoby, z którą rozmawiałam zaledwie 30 minut.To było dziwne, ale dość tego, mój gość czekał przed drzwiami a ja rozmyślałam o rzeczach, które nie powinny mieć miejsca. Łapię za klamkę, otwieram drzwi i doznaję ogromnego szoku.




sobota, 18 maja 2013

Rozdział II

Miranda James, 20-letnia dziewczyna, o długich kręconych włosach. Zmora mojego życia licealnego. Ta osoba dręczyła mnie przez całe 3 lata szkoły średniej. Wyśmiewała i upokarzała mnie przy wszystkich znajomych. Wytykała mnie palcami krzycząc na cały korytarz, że mam brzydką cerę, że się nie myje i że mam resztki jedzenia w aparacie. Nienawidziła mnie od pierwszego dnia w szkole jak przez przypadek oblałam ją sokiem pomarańczowym, brudząc przy tym jej błękitną sukienkę. Od tamtej pory moje życie stało się koszmarem. Ja jestem osobą bardzo wrażliwą i uczuciową, trudno mi było znieść to, że ktoś mnie nie lubi a wręcz nienawidzi, nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nie chciała słuchać moich przeprosić, a ja jak głupia płaszczyłam się przed nią, co jej schlebiało. Byłam głupia..ale cóż, było minęło. Teraz nie chodzi o to co działo się kiedyś..Martwię się o Pauline. Jej spotkanie z Mirandą może dużo jej namieszać w życiu, byłe niefortunny ruch a ta łajza może zamienić jej życie w katastrofę..jak moje. 
Mam nadzieje, że nie zamierza mścić się na mnie kosztem Pauline.

-Przyniosłam Ci herbatę, wypij sobie, tylko uważaj, jest bardzo gorąca-Pauline weszła do pokoju podając mi kubek z gorącym napojem - wszystko dobrze? - pyta.
-Tak, nie martw się, po prostu zakręciło mi się w głowie, to pewnie z tego zmęczenia-odpowiadam.
-Nie możesz się tak przemęczać,  może weź sobie parę dni wolnego, co?-zapytała troskliwie ze smutnym wyrazem twarzy.
-Nie ma takiej potrzeby, już mi lepiej, na prawdę. Mam nawet dla Ciebie ciekawą propozycję-odpowiedziałam starając się odbiegać od tematu mojego samopoczucia.
-A jaką? - z zaciekawieniem zapytała.
-Bierzemy Kevina i idziemy na imprezę do klubu za rogiem, co Ty na to?-składam propozycję. 
-Jesteś pewna? Nie wyglądasz najlepiej-posmutniała znów.
-Siostra! Wszystko w porządku! Wskakuj w fajne ciuchy a ja zadzwonię do Kevina, leć! - wykrzyknęłam tak, że chyba serio uwierzyła, że wszystko ze mną dobrze.
-No skoro tak, to idę, buźka- dała mi buziaka w policzek i poszła się wystroić. 

                                                               *         *         *

Jest godzina 20:00, letni, ciepły wiatr rozwiewa mi włosy, jestem w trakcie drogi do klubu wraz z moim rodzeństwem.

-Ej, laski, słuchajcie, zaprosiłem na naszą wspólną zabawę paru kumpli-odzywa się nagle Kevin.
-Emm, a ilu ma ich być?-pyta Pauline.
-Pięciu, są na prawdę spoko, nie pożałujecie tego wieczoru z nimi-Kev uśmiecha się w swój łobuzerski sposób.
-Niech przyjdą, może być fajnie-zabieram głos. 

                                                             *         *          *

-Ooo, są moi artyści!- krzyczy mój brat.

W naszą stronę zmierzała piątka nieziemsko przystojnych i rozbawionych kolesi. Jeden z nich jest blondynem, reszta ma włosy ciemne. Cała piątka mniej więcej jest w moim wieku. Moją uwagę przykuł jeden z ciemnowłosych towarzyszy o śmiesznie postawionej fryzurze. Miał śliczne zielono-niebieskie oczy, szeroki, piękny uśmiech (nawet piękniejszy od Kevina, co było niespotykane) i był niewiele wyższy ode mnie.

-Cześć Wam-odzywa się blondyn- mam na imię Niall, to jest Harry, Zyan, Liam i Louis. 

Mój "wybranek" którego przedstawiał Niall był ostatnim z wymienionych..Louis, cóż za piękne imię-pomyślałam.

-Emm, hej-odpowiadam-jestem Alex-przedstawiam się podając rękę każdemu z osobna. 
-Ja jestem Pauline.

Widzę, że Pauline spodobał się chłopak z bujną fryzurą, prawdopodobnie był to Harry, o ile dobrze zapamiętałam.

-No to co, idziemy się bawić moi mili!-wykrzykuje Kev.

                                                     *            *              *

-Na jakiego drinka masz ochotę? - pyta się mnie niespodziewanie mój "wybranek".
-Wiesz co, zaskocz mnie, przyda mi się miła niespodzianka-odpowiadam z łobuzerskim uśmiechem w stylu mojego brata. 
-Wow, tak się będziemy bawić? - pyta z rozbawieniem Louis, pokazując przy tym swoje wspaniałe uzębienie.
-Jeśli masz coś przeciwko, to po prostu zamów mi cole z lodem-odpowiadam trochę spochmurniała. 
-No coś Ty, żartuję! Zamówię dla Ciebie co tylko będziesz chciała! Takiej pięknej damie nie można odmówić-mówi, następnie szepcze mi do ucha-bardzo mi się podobasz, gdy tylko Cię ujrzałem coś we mnie pękło.

Zrobiło mi się gorąco. Nie! Nie! Nie! Tak nie może być! Napił się i gada co mu ślina na język przyniesie. Nie mam czasu na romanse. Choć nie ukrywam, że bardzo mi się pod....aj, nie, koniec, koniec z głupimi uśmieszkami w jego stronę. Ogarnij się Alex! 

-Wiesz, poszłabym już do domu-oświadczam mu, nie odpowiadając nic na jego wcześniejsze wyznanie, z powodu zakłopotania. 
-W takim razie, odprowadzę Cię-proponuje.
-Nie, wiesz, zostań. Ja mieszkam tuż za rogiem, muszę jeszcze poszukać siostry.
-O ile mnie wzrok nie myli chyba ona i Harry bawią się wyśmienicie, po co im przeszkadzać? - pyta.
-Może masz rację, powiem jej tylko, że wracam do domu, zaraz przyjdę i możemy iść.
-Ok, czekam przed budynkiem.

                                                        *         *          *

-Już jestem, możemy iść.-oznajmiam.
-Jesteś siostrą Kevina tak?-pyta.

Myślę sobie, że zaraz zasypie mnie pytaniami, czego nie znoszę. 

-Eee, tak, w sumie nie mam z nim dobrego kontaktu, nie obchodzi mnie co robi ani z kim się spotyka.
-A szkoda, bo jakbyś była tym zainteresowana pewnie spotkalibyśmy się o wiele wcześniej. - mówi z radością w głowie i zniewalającym uśmiechem.

Zrobiło mi się ciepło w środku. Co? Czyżby moje hormony szczęścia dały się we znaki? Chyba niestety tak. Bardzo rzadkie uczucie w moim przypadku. Tak na prawdę chyba nigdy takiego czegoś nie czułam. Nie widząc co mu odpowiedzieć, mówię:

-Tu mieszkam, jestem bardzo zmęczona, muszę się położyć, dzisiaj nie czułam się najlepiej.
-No dobrze, ale nie odejdę dopóki nie spełnisz mojej prośby-mówi Louis.
-Tak? a cóż to za prośba?-pytam z zainteresowaniem. 
-Podasz mi swój numer telefonu-odpowiada, a ja wyczułam, że to nie było pytanie.

Chłopak wyciąga telefon i podaje mi go żebym wpisała swój numer. Bez chwili namysłu naciskam klawisze wystukując mój numer. Następnie zwracam telefon właścicielowi.

-Bardzo proszę-uśmiecham się.
-Odezwę się jutro-obiecuje i nagle jego twarz zbliża się do mojej, chłopak całuje mnie w policzek a ja odpływam.

Moje nogi były jak flaki, a ja nie mogłam pojąc tego co się przed chwilą wydarzyło..Kurcze! Alex! Musisz zachować trzeźwość umysłu! Odpowiadam mu uśmiechem a na moich policzkach pojawia się rumieniec, dobrze, że jest ciemno to tego nie zauważył.

-Dobranoc Louis.
-Dobranoc Alex, miłych snów, śnij o mnie.

A mnie znowu zalało ciepło.